niedziela, 11 września 2016

Od Invicto CD Kufikiri + INFO

 INFO - od dzisiaj w opowiadaniach możemy używać przekleństw, ale proszę nie rzucać mięsem co drugie zdanie ;P Wprowadziłam to, bo wiem, że niektórym (w tym mi) po prostu łatwiej jest pisać tak opowiadania, nie wiem, może jakaś dziwna jestem XD

 -~*~-

Był to spokojny, jesienny dzień, wybrałam się na spacer, nad rzeczkę. Co prawda nie było aż tak gorąco, jak parę tygodni temu, jednak miałam nieodpartą chęć opłukania sobie pęcin w chłodnej wodzie. Nie wiem, po prostu kocham to robić, sprowadza to na mnie takie błogie orzeźwienie, dzięki któremu czuję się o niebo lepiej i łatwiej mi rozpocząć dzień. Zaraz po kopytach zanurzyłam cały łeb w wodzie i prawie od razu wyjęłam. Woda była zimna, ale poczułam się naprawdę cudownie. Wzięłam głęboki oddech, aby ocieplić płuca, ponieważ po nagłym kontakcie z zimną wodą prawie zastygły, po czym machnęłam kilka razy mocno głową, żeby strzepać resztki wody.
Tak przygotowana za pomocą swoich mocy ukryłam skrzydła, dzięki czemu złudnie wyglądałam jak zwyczajny koń (nie licząc moich oczu i pęcin, bo z pewnością nie wyglądały zbyt naturalnie) i ruszyłam przed siebie. Przymknęłam oczy, bo wzrok był w tej chwili niepotrzebny. Wsłuchiwałam się w delikatny szum wody, która muskała moje nogi i ostatnie ćwierkanie ptaków w tym roku. Już niedługo zima, one wylatują, a my musimy przygotować zapasy, aby przetrwać. Jakoś to będzie.
Szłam tak i szłam wsłuchując się w te przepiękne odgłosy, gdy nagle usłyszałam zbliżający się tupot kopyt wraz z urywanym dyszeniem. Nie, to z pewnością nie są dźwięki wydawane przez ptaki, czy wodę...W ostatnim momencie otworzyłam oczy, tylko po to, aby zobaczyć, jak wpada na mnie srokata (jak mniemam) klacz pegaza. Uderzyła we mnie całym impetem, najwyraźniej przed czymś lub przed kimś uciekała. Od razy straciłam równowagę i przekoziołkowałam ok. 6 metrów od niej. Sprawiłam, aby skrzydła znów pojawiły się na moich bokach, po czym rozłożyłam je i podparłam się na nich, aby wstać. Odczekałam chwilę oparta o drzewo, aby zawroty głowy minęły, po czym spojrzałam w kierunku klaczy. Leżała ledwo żywa, wciąż ciężko łapiąc oddech, w rzeczce w której się opłukałam, i to w najpłytszym miejscu, tam, gdzie jest najwięcej bardzo ostrych kamieni. Mogła zrobić sobie krzywdę...
Szybkim krokiem podeszłam do klaczy i nachyliłam się nad nią. Miała niedomknięte oczy i krztusiła się powietrzem. Widziałam, jak co jakiś czas przechodzą ją silne dreszcze i drgawki. W takim stanie nie była niebezpieczna.
Nagle zauważyłam coś okropnego. Pod nią z każdą chwilą powiększała się...czerwona kałuża, brudząc przy tym rzeczkę.
 - Cholera... - zaklęłam pod nosem i weszłam do wody tuż za klaczą, wypychając ją na brzeg. Odwróciłam ją na drugi bok i obejrzałam obrażenia. Miała wbite, niezbyt głęboko, ale jednak, trzy płaskie, ostre kamienie. Już miałam zabrać się za wyciąganie, kiedy nagle usłyszałam:
 - Uważaj.... - klacz ledwo wyjęczała to słowo, zaciskając zęby z bólu. - Idą tu...uważaj...mogą cię zabić... - to powiedziała jeszcze ciszej i zacisnęła powieki. Czujnie spojrzałam w stronę, z której przybiegła.

Kufikiri? Ostro wyszło XD

piątek, 9 września 2016

Od Kufikiri do Invicto

Wędrowałam powolnym krokiem na wschód od miejsca, w którym spędziłam ostatnią przespaną noc. Zmęczone wielodniową wędrówką stawy dawały się we znaki, powodując uporczywy, kłujący ból, a ociężały łeb chylił się ku dołowi przy każdym kroku. Byłam niezwykle wykończona, jednak pod żadnym pozorem nie mogłam się zatrzymać.
Kilka dni temu zrobiłam przerwę na malej łące, aby odpocząć po trudzie tamtejszych dni. Rozbiłam prowizoryczny namiot, składający się z kilku wbitych w ziemię patyków oraz niezbyt szczelnego daszku, aby w pełni móc cieszyć się spokojem tamtego miejsca. Pod sam koniec dnia schowałam do szałasu kilka roślin nadających się do spożycia oraz z trudem rozpaliłam ognisko, aby nie zamarznąć w trakcie nocnych chłodów. Wszystko było dobrze, ciemna część doby mijała w całkowitym spokoju, a towarzystwa dotrzymywało mi wesołe cykanie świerszczy. Wszystko trwało do czasu, gdy na teren mojego tymczasowego obozowiska wkroczyła para wilków. Była to dwójka basiorów – jeden wielki, pokryty sztywnym, czarnym futrem, drugi nieco mniejszy, biały, wyposażony w rzędy ostrych jak brzytwa kłów. Okazało się, iż nieumyślnie zrobiłam postój na terenie niezwykle wpływowej watahy, gotowej rozszarpać każdego, kto naruszy ich tereny.
Spanikowałam, widząc gotujące się do ataku, muskularne ciała samców. W pośpiechu podniosłam się z ziemi, wzbijając w powietrze nasiona dmuchawców, których kwiaty jeszcze chwilę temu otaczały moje wypoczywające ciało, by po chwili zatracić się w szaleńczym cwale, w nadziei ucieknięcia przed potencjalnym zagrożeniem. Dźwięk kopyt uderzających o ziemię dudnił mi w uszach, a nogi popędzane adrenaliną niosły mnie mimowolnie na wschód. Szybko przycisnęłam swoje duże skrzydła do ciała, nadając mu bardziej sprzyjający biegowi kształt. Stłumiłam przerażony krzyk, próbujący nieskutecznie wyrwać się z mojego pyska.

Biegłam tak przez długi okres czasu, aż do teraz, wciąż słysząc za sobą wściekły ryk goniących mnie drapieżników. Jakim cudem te bestie dalej tam są? Nie wiem. Może moja przerażona głowa płata mi figle. Może te stworzenia są nadnaturalnymi potworami, gotowymi gonić mnie przez najbliższe dni, czekając aż w końcu padnę z wycieńczenia?
‘Nie ważne co ma się stać, nie zatrzymam się!’ – pomyślałam, starając się zdusić błagalny sygnał wysyłany przez nogi do mózgu.
Wśród tych obolałych kończyn, nieustępliwym myślom i obrazom zmywających się w jedno przez prędkość, którą osiągnęłam, nie zauważyłam czarnej klaczy, stojącej kilka metrów ode mnie.
Wpadłam na nią z impetem, zwalając nas obydwie z nóg. Tajemnicza klacz bez problemu zatrzymała się po kilku ‘fikołkach’ wywiniętych na trawie. Ja nie miałam tyle szczęścia, moje próby zwolnienia spełzły na niczym. Rozpędzona niczym torpeda, wleciałam do płytkiej rzeczki płynącej kilka metrów dalej, upadając bokiem na ostre kamyczki pokrywające dno.

Invicto?

Invicto [POST KONIECZNY]

W tym poście umieszczam cały profil Into, ponieważ zamierzam zmienić system przy profilach koni xd Także ten, możecie nie zwracać uwagi na ten post c':


Wiek: 3 lata 2 miesiąc
Gatunek: Jak widać, pegaz
Rasa: Koń Nocy
Stanowisko: Wojowniczka
Charakter: Into to typowa realistka, koń twardo stąpający po ziemi, nie robiący sobie wielkiej nadziei, że coś, czego bardzo pragnie i co wręcz nie może się stać, stanie się, co wcale nie znaczy, że nie lubi sobie pomarzyć. Wbrew pozorom nie jest sztywna, lubi żartować, śmiać się. Jednakże nie znosi być w centrum zainteresowania przez przypadek, lub wtedy, kiedy się tego nie spodziewa, tzn. kiedy np. powie coś dziwnego i wszyscy skierują swoją uwagę na nią. W takiej sytuacji najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Jest bardzo opiekuńcza i troskliwa, nie pozwoli, by ktoś (lub coś) skrzywdził kogoś, na kim jej zależy. Jest ostrożna i nieufna, co nie znaczy że jest nieśmiała - jest bardzo pewna siebie (aż za bardzo...) i szczera do bólu, bo jak to mówią "Lepsza zła prawda niż dobre kłamstwo". Niełatwo się zakochuje, jednak jak już kogoś pokocha, to kocha do końca życia, a w takim stanie bardzo łatwo złamać jej serce. Krótko mówiąc, Invicto to taka jedna wielka kupa sprzeczności.
Historia: Into urodziła się na wsi, dokładniej w gospodarstwie, wychowywała się wśród ludzi. Dobrze jej tam było, za źrebaka, jak to każdy koń, bawiła się z przyjaciółmi, wygłupiała, mnóstwo się śmiała. Ogółem mówiąc miała wspaniałe dzieciństwo, nikt nigdy poważnie jej nie skrzywdził i...nigdy się nie zakochała. Dosłownie, nigdy w życiu. Jej matka wychowała ją na porządną, dobrą klacz. Jednak...kiedy Invicto miała 1,5 roku mama zachorowała na raka. Weterynarze z całej prowincji zjeżdżali się, aby jej pomóc, jednak nikomu się nie udało. Zmarła pół roku później, kiedy Into miała 2 lata i kiedy zaczynali ujeżdżać. Klaczy ciężko było pogodzić się z utratą matki, jednak w końcu wygrzebała się z takiego stanu i przystąpiła do nauki chodzenia pod siodłem. Nawet to polubiła i z każdym dniem pracy podobało jej się coraz bardziej. Niestety, pół roku później stała się tragedia: stajnia stanęła w płomieniach. Niewiele koni udało się uratować, a jednym z nich była właśnie Invicto, która uciekła najszybciej jak potrafiła i nigdy tam nie wróciła. Pół roku wędrowała, szukając pomocy, aż w końcu uznała, że najlepiej będzie, kiedy założy stado. Nazwała je Stadem Magicznego Lasu.
Cechy szczególne: Złote oczy z pięknymi biało-złotymi rzęsami i niespotykane pęciny, z których wyrastają...orle pióra.
Partner: Od zawsze o nim marzyła i wciąż szuka, jednak nie wie, czy znajdzie...
Moce:
  • podczas nocy przywołuje świetliki, które cały czas za nią lecą 
  • potrafi tak ukryć skrzydła, że ich nie widać
  • w nocy widzi tak dobrze, jak w dzień
SL:
Przedmioty ze sklepu: Wszystkie
Właściciel: PolishBambino 

Kufikiri!

W progi naszego stada zawitała nowa medyczka - Kufikiri! Serdecznie witamy c:


Wiek: 6 lat 1 miesiąc
Płeć: Bez wątpienia klacz.
Gatunek: Pegaz
Rasa: Koń Wiatru
Stanowisko: Medyk
Hierarchia: Nowicjusz
Charakter: Kufikiri z wyboru jest nieufnym samotnikiem, który w swoje kręgi wpuszcza jedynie nieliczne wyjątki, które wyraźnie udowodniły jej swoją wartość. Na podstawie tej informacji bez problemu można wywnioskować, że nie łatwo wpaść w jej łaski. Mimo wszystko, klacz stara się jak najczęściej gryźć w język, by nie popieścić wrednymi dogryzkami i ironią Bogu winne, bezbronne konie.
Na co dzień stara się obudzić w sobie miłą i pogodną klacz, pełną pozytywnej energii, oraz sprostać wymaganiom stawianym jej na każdym kroku. Uwielbia cwałować po otwartych terenach, mimo bonusu jakim są skrzydła, niezbyt często ich używa.
Historia: Kufikiri urodziła się w znanych na całym południu stajniach Ouranos, leżących na terenie wschodnich prowincji podniebnego miasta Ranoschorio. Mianem jej rodzicieli szczyciła się para dwóch wspaniałych koni bojowych – 7 letnia klacz, która przedwcześnie zakończyła swoją karierę ze względu na uporczywy uraz nogi, oraz niewiele starszy od niej Ergo, chodzącego pod siodłem jedynie w przypadkach najważniejszych bitew, przeważających losy wielkich wojen.
Jej dzieciństwo było wspaniałe, pełne miłości i zabawy, pozbawione jakichkolwiek zmartwień.. do czasu.
Stało się to, gdy podniebne wojsko wydało rozkaz, nakazujący oddać każdemu hodowcy przynajmniej jednego konia nadającego się do zasilenia szeregów bojowych miasta Ranoschorio. Na wykonanie rozkazu mieszkańcy miasta mieli tydzień. Właściciel Ouranos zwlekał z wykonaniem swojej powinności. Stary, niegdyś szanowany za swe wyczyny anioł przywiązany był do każdego wyhodowanego przez siebie konia. Jak tu wybrać jednego, skazując go na niechybną śmierć bądź wyczerpującą pracę do końca życia?
W końcu władze skierowały swe czyny przeciwko starcowi. Przyszli po swoją własność – skrzydlaci ludzie odziani w mundury Jej Wysokości Maryleen IV. Siłą zdusili protesty mężczyzny, zabierając pierwszego lepszego młodego konia. W tym przypadku ją.
Kufikiri przetrwała lata twardego treningu, łączącego wyczerpujące ćwiczenia oraz nieugiętą dyscyplinę, by w końcu uciec z pola bitwy przy pierwszej lepszej okazji.
Błąkała się po świecie kilka dobrych miesięcy, gdy w końcu natrafiła na swój nowy dom, Stado Magicznego Lasu.
Cechy szczególne:
• Zawsze wyróżniała się pięknym umaszczeniem oraz dużymi, czarno – białymi skrzydłami.
• Uwielbia samotne wieczory spędzane nad najróżniejszymi rozmyślaniami bądź oglądaniem pięknych krajobrazów.
Partner: Na razie brak, jednak wytrwale czeka na tego jedynego.
Moce:
• Niezbyt silne, jednak zawsze jakieś panowanie nad wiatrem. Za pomocą swoich wrodzonych zdolności potrafi zmieniać kierunek wiatru, jego siłę lub wytwarzać zupełnie nowe, młode zefiry.
• Nie tyle moc, jak sprzyjająca budowa ciała. Jej niezbyt wysokie, smukłe ciało pozwala osiągać duże prędkości dzięki mniejszemu oporowi powietrza.
• Wzywanie małych, szumiących duszków zawsze chętnych do współpracy bądź targu.
SL: 70sl
Przedmioty ze sklepu: Brak.
Właściciel: Kufikiri